Gdzie nie chcą słupków

Choć w Polsce przybywa autostrad, tras szybkiego ruchu to wiedza kierowców z zakresu tego, jak należy korzystać z nowych ulic wciąż jest na bardzo niskim poziomie. Świadczy o tym wciąż niemała liczba wypadków, stłuczek, z których najczęstszą przyczyną jest nieustąpienie pierwszeństwa przejazdu. Tymczasem władze wielu miast zaczynają dostrzegać problem z jazdą i parkowaniem swoich mieszkańców i szukają na to rozwiązań. Okazuje się, że jednym z nich są słupki. I tak polskie miasta zaczynają tonąć w słupkach.

Mieszkańcy za to zaczynają narzekać, że miasta zamieniają się w słupkowe morza. Wszędzie stoją słupki, które w karygodny sposób psują krajobraz i charakter miast, zwłaszcza ich najstarszych części. Tymczasem władze miast, jak choćby Warszawy, wyjaśniają, że nie ma innego sposobu, by nauczyć kierowców parkowania w miejscu do tego przeznaczonym. Doskonałym przykładem użyteczności słupków jest pewne osiedle w Gdyni, gdzie postawiono je przez sam środek drogi rowerowej. Ich zadaniem była ochrona rowerzystów, tymczasem w ciągu pierwszych dni od ich zainstalowania przewróciły się na nich dwie osoby.

Słupki stanęły na początku sierpnia tego roku. Co ciekawe jeden słupek zebrał żniwo już pierwszej nocy, kiedy wjechał w niego mężczyzna. Innym razem matka z dzieckiem zahaczyła o niego. To powoduje dyskusje na temat użyteczności i bezpieczeństwa montowania takiego rozwiązania.

Przeciwnicy wskazują, że pomimo przeznaczenia tychże słupków, wcale nie dają gwarancji na nie. Oto przytaczane są przykłady wypadków z ich udziałem. Przeciwnicy słupków w stolicy wskazują, że tylko w 2016 roku Zarząd Dróg Miejskich w Warszawie zamontował 3761 słupków, a w roku kolejnym już 3954 za koszt 792 850 zł. Krytykują je zarówno zwolennicy prawicy jak i lewicy.

W Toruniu z kolei nie spodobało się rozwiązanie zmuszające rowerzystów do zwolnienia i zatrzymania się przed przejściem dla pieszych. Przekonywano, że jest to rozwiązanie głupie i nikomu nie służące. W Warszawie słupki mają zabraniać parkowania w miejscach nieprzeznaczonych do tego. Przeciwnicy wskazują jednak, że wystarczyły dwa słupki, by uniemożliwić samochodowi wjazd w miejsce, gdzie chciałby zaparkować, a nie powinien. Tymczasem Zarząd Dróg Miejskich postawił aż kilkanaście słupków, co sprawiło, że wszystko wygląda kuriozalnie. Zdaniem krytyków pomysłu, władze miasta bezsensownie wydają pieniądze podatników, albowiem nie tylko szpecą miasto, ale przede wszystkim szkodzą środowisku. Stojący samochód z pracującym silnikiem, czekający na zwolnienie się jakiegoś miejsca parkingowego, będzie w znacznym stopniu zanieczyszczać powietrze, które przecież trzeba chronić.

Na te wszystkie argumenty włodarze miast zamieszanych a aferę słupkową odpowiadają krótko – dopóki kierowcy nie nauczą się parkować wyłącznie w dozwolonych miejscach, tak długo słupki będą stały dla naszego wspólnego dobra.